Kim jest Edyta Kochlewska? W biogramie czytamy, że prawniczką, uciekającą dziennikarką (lecz nie wyczynową, bo jak sama zaznacza, sportów nie lubi). Dodatkowo poza biogramem pobuszowałam w sieci i dowiedziałam się, że jest także redaktor naczelną portalu dlahandlu.pl, oraz, co ważne z mojej perspektywy jako prowadzącej blog „Czytam duszkiem” głównie o tematyce literackiej, że jest także autorką książki pt. „Siedem ślubów mojej siostry”. Pani Edyto, gratuluję debiutu i zapraszam do „Rozmów z Duszkiem”.
Czytam duszkiem: Pani Edyto, dlaczego jest Pani uciekającą dziennikarką? Jak to mam rozumieć? O co chodzi?
Edyta Kochlewska: Gdy zdawałam na studia drogą eliminacji wybrałam te humanistyczne, bo nauki ścisłe, mówiąc oględnie, nie były moim konikiem. Pierwszym wyborem było dziennikarstwo, ale bałam się o wynik na egzaminie. Wybrałam więc opcję bezpieczną – prawo. Ta porażka by mnie nie zabolała. W ten sposób znalazłam się na prawie, ale już na piątym roku załapałam się na staż w małej redakcji. Mając takie zaplecze poszłam na studia podyplomowe z dziennikarstwa, żeby dopiąć sytuację, przed którą uciekłam pięć lat wcześniej. To był dobry wybór.
C.D.: Jestem, jak to się mówi, zapachowcem. Często śmieję się, że w poprzednim wcieleniu musiałam być chyba psem tropiącym, a w „Siedmiu ślubach mojej siostry” aż kipi od zapachów. Jak oddać na papierze urok aromatów, nut i wszelkich wonności, które tam się przebijają? Nie prościej wysłać czytelnika do perfumerii?
E.K.: Ostatnio zobaczyłam reklamę perfum Miss Dior 2021 z Natalie Portman, która leży na łące pełnej kwiatów. Pomyślałam: gdzie tę Zośkę zawiało? 😊 [Zośka to bohaterka „Siedmiu ślubów mojej siostry” – przypisek Czytam duszkiem] A mówiąc bardziej poważnie, zapach pojawił się jako motyw przewodni książki, bo potrzebowałam namacalnego elementu tłumaczącego popularność Zośki wśród tak różnych postaci jak psy, dzieci i mężczyźni. Nie brnęłam w poetyckie ich opisy. Postawiłam na skojarzenia. Tworząc je zdałam sobie sprawę, że zapachy mają dla mnie duże znaczenie. Pewnie dla wielu z nas. Nie na darmo marketingowcy rozpylają nam zapach chleba po centrach handlowych, gdy chcą wzbudzić w nas poczucie bezpieczeństwa i skłonić do wydawania większych kwot na zakupach. Jednak osadzenie akcji w perfumerii nie przyszło mi do głowy. Może następnym razem, przy innej opowieści.
C.D.: Może powiedzmy pokrótce, o czym jest książka pt. „Siedem ślubów mojej siostry”.
E.K.: Myślę, że każdy z nas może w niej znaleźć inną opowieść. Dla mnie jest historią o szukaniu siebie w sytuacji nadmiaru. Zośka nie ma spokoju, by wybrać drogę dla siebie. Rzuca się, a głównie rzuca mężczyzn. Dopiero chwila oddechu od rodzinnych oczekiwań daje jej szansę na zastanowienie się, czego chce od czego ucieka, co jej przeszkadza?
C.D.: Każdy ślub z perspektywy Zośki – głównej bohaterki – coś znaczy i wydarza się nie bez powodu… Trochę skomplikowała jej Pani życie.
E.K.: Ślub to niezwykle ograna sytuacja, którą wielu z nas lubi przeżywać na nowo, co pokazują wyniki oglądalności portali plotkarskich. Zośka dostała balon oczekiwań ślubnych jako prezent na starcie. Każdy kolejny wbijał szpilkę w podarowany jej mit. W tym sensie nie tyle komplikuję życie Zośki, co próbuję je upraszczać, by w końcu stanęła w momencie, w którym nie ma żadnych wygórowanych oczekiwań i kolorowych ułud. Jest czysta i otwarta na dobrą rzeczywistość, która może się wydarzyć.
C.D.: I jeszcze ta „siódemka” w tytule. Emblematyczna czy przypadkowa?
E.K.: Nie ma przypadków 😊 Siódemka przeskoczyła z niezrealizowanego scenariusza nawiązującego do biblijnej opowieści o kobiecie, której demon zabił siedmiu mężów w noc poślubną. Jednocześnie siódemka jako symbol jest tak nośna, że może zmieścić wszystkie znaczenia książki a nawet więcej. Jednym z nich jest przysięga – Zośka przysięga wiele razy. Kolejny to całość, zamknięty etap – tak jak w jej życiu. Jeszcze inny to związek kobiety i mężczyzny, bo kobietę opisuje liczba trzy a mężczyznę - cztery. I jak tu nie kochać symboli?
C.D.: Czy zrzucanie wszystkiego na estratetraenol, czyli popularne feromony, nie jest pewnym asekuranctwem w stosunku do samej bohaterki, jak i czytelników? Powiedzmy wprost, że to, co przydarza się Zośce w relacjach damsko-męskich, może spotkać każdą dziewczynę, każdą kobietę. Niepewność własnych emocji, nagłe zwroty uczuć…
E.K.: Obdarzyłam Zośkę niebiańskim zapachem jako formą tajemnicy do odkrycia. To coś, co bohaterka ma się pod nosem, a co jest jednocześnie nieuchwytne. Oczywiście, że w tym sensie każdy z nas ma w sobie coś, co jest naszą zaletą i skazą jednocześnie, błogosławieństwem i przekleństwem w jednym. Zawracamy często do tego samego punktu, potykając się w tych samych miejscach i nie rozumiejąc według jakiego schematu działamy. Dopiero gdy go rozpracujemy, wydaje nam się banalnie prostym szyfrem do złamania.
C.D.: Dużo ostatnio dyskutuje się o modelach rodziny, rolach, jakie jej członkowie powinni pełnić. Abstrahując od słuszności argumentów różnych stron, jakie rodzaje kobiecych ról uosabia Zośka?
E.K.: Zośka jest wolnym duchem, który nie chce przyjąć na siebie żadnej z narzuconych ról. Stąd co chwilę trafia do innego kraju, w objęcia innego mężczyzny czy do innej pracy. Uwielbia poruszać się po całej skali, nie tylko uczuć, ale także społecznych opcji, w które wskakuje i z nich wyskakuje. Nie marzy jej się mąż ani kariera, woli kolekcjonować nasycone emocjami sytuacje.
C.D.: A jak to jest z tymi oczekiwaniami w życiu? Tymi rodzinnymi, tymi ze strony bliższych i dalszych znajomych… Czy to jest element, który nas ogranicza, zwłaszcza kobiety, czy może przeciwnie, np. wyzwala do działań?
E.K.: Moim zdaniem ogranicza, ale pozwolenie na to ograniczenie tkwi w nas. Dopóki nie poznamy siebie, nie wiemy, co nam odpowiada. W tej sytuacji nawet trudno nam ocenić, czy jesteśmy gdzieś z własnego czy czyjegoś wyboru. Jest takie stwierdzenie w psychologii, że przez większość życia jesteśmy pod dyktando rodziców, bo albo zgadzamy się na wypełnianie ich projekcji, albo odbijamy o 180 stopni i działamy na przekór ich oczekiwaniom. Żadna z tych opcji nie ma jednak nic wspólnego z naszym wyborem pomysłu na siebie, bo spełniając czyjś sen lub uciekając od niego, nie mamy czasu zająć się sobą i swoją drogą, która czeka na nas.
C.D.: Fizycznie Zośka jest boginią o uwodzicielskim zapachu. Czy nie boi się Pani zarzutów ze strony nieposągowych czytelniczek, że stworzyła Pani modelowy ideał niewpisujący się w rzeczywistość, potwierdzając tym samym stereotypowe podejście do kobiecości?
E.K.: To prawda. Zośka ma urodę, ale głównie dałam jej pewność siebie. Od dziadka dostała przekonanie, że jest wyjątkowa i to jest jej główny atrybut. Kradnie, zdradza, leni się, ale z przekonaniem, że ma do tego prawo. To dlatego ludzie do niej lgną. Czują jej siłę. Podoba mi się taka opowieść o Ingrid Bergman, która popisywała się numerem z wyszarpywaniem obrusa spod zastawy, bez uronienia kropli wody. Zaskoczonemu towarzystwu tłumaczyła „to nic trudnego, musisz mieć tylko pewną rękę”. Ta pewna ręka nie wzięła się w niej znikąd. Była wielbiona przez swojego ojca. Podobnie jest w przypadku Zośki. Sama uroda by jej nie poniosła przez książkowe życie. Pewność siebie niesie.
C.D.: W „Siedmiu ślubach mojej siostry” panuje swoisty klimat, niepowtarzalna atmosfera. Trochę odrealniona, przybrana słodkością wspomnień i poczuciem humoru. Skąd decyzja, by właśnie tego typu stylistykę zaoferować czytelnikowi?
E.K.: Od listopada do lutego, gdy za oknem najciemniej, napadam na biblioteczki przyjaciół i kawiarni oraz witryny księgarń w poszukiwaniu czegoś zabawnego, poprawiającego humor, wytrącającego mózg ze skupiania się na ciemnicy dookoła. Gdy trafiam na coś inteligentnie wesołego, czuję się jakbym znalazła życiodajną wodę. Moja córka uraczyła mnie kiedyś takim stwierdzeniem, „gdy ma się dobry humor, nawet pokrzywy mniej pieką”. Mam nadzieję, że część osób sięgających po książki szuka w nich właśnie takiego uczucia oderwania – pełnego wejścia w opowiadaną historię i pogrzania się w jej cieple. W taki klimat celowałam.
C.D.: „Siedem ślubów mojej siostry” czyta się duszkiem, a jak się pisze taką książkę? Od razu zmierza się wytyczonym szlakiem do celu, czy następują modyfikacje, niektóre konieczne, a niektóre niezamierzone? Przypuszczam, że bohaterka pokroju Zośki nie jest prosta do poskromienia, nawet literackiego.
E.K.: Tej książki nie pisało mi się duszkiem. Opowieść mi się rwała, pruła, ślimaczyła. Głównie dlatego, że nie chciałam uwierzyć w mantrę niemal wszystkich pisarzy „stwórz plan”. Gdy w końcu dałam planowi szansę, Zośka grzecznie wskoczyła w ramy, które można było domknąć.
C.D.: Interesują mnie motywacje, z powodu których napisała Pani tę książkę? Gdyby to była wyłącznie indywidualna potrzeba, myślę, że pierwopis nadal leżałby sobie cichutko w szufladzie. A tak zakładam, że jednak był jakiś cel, jakieś przesłanie, komunikat do odbiorcy. Czy tylko rozrywka beletrystyczna?
E.K.: Nosiłam tę historię w sobie z przekonaniem, że jest warta opowiedzenia. Jako fanka historyjek, opowieści i puent uważałam, że trzymanie jej pod kocem byłoby czystym marnotrawstwem. A skoro żyjemy w świecie „zero waste”, to nie mogłam na to pozwolić.
C.D.: Wszystko, co pierwsze, zwykle zostaje z nami na zawsze. Mam na myśli wrażenia z tym związane. Pierwsza miłość, pierwszy samochód, pierwsza książka… Jakie odczucia Pani towarzyszą w związku z napisaniem, a następnie wydaniem książki? „Siedem ślubów mojej siostry” jest już na rynku przecież od pewnego czasu.
E.K.: Gdy na wieczór autorski przyszli przyjaciele i w ich towarzystwie usłyszałam na głos fragment książki, czułam euforię. To był wieczór idealny. To uczucie zostanie ze mną. Ale od kolejnego ranka pies czekał na wyprowadzenie, bułki na posmarowanie masłem, kaloryfery na odpowietrzenie, katar na wyleczenie. Taki przekładaniec mi odpowiada.
C.D.: Co czuje autorka, gdy dowiaduje się od swoich czytelników, że w książce przez nią napisanej odnajdują coś, czego autorka absolutnie by się nie spodziewała, o czym autorka sama nie myślała, tworząc ją. Czy to wciąż jest wówczas dla Pani taka sama książka, czy może inna?
E.K.: Przyklaskuję. Zdaję sobie sprawę, że każdy czyta książki, ogląda filmy i wystawy przez swój pryzmat, swojego postrzegania świata, swoich kolorów życia. Jest takie zdanie w książce „marzyć o rzeczach małych i wielkich kosztuje tyle samo. Lepiej marzyć o wielkich”. Zaczerpnęłam je z rozmowy w windzie z moim znajomym, a potem powiedziałam mu, że zrobiłam z niego użytek. Cieszę się, że pójdzie dalej – powiedział. Taki był mój zamysł puszczenia różnych zdań w ruch. Jeżeli w kimś zarezonują – świetnie, jeżeli nie – zostaną tylko słowami.
C.D.: A na koniec pytanie o prywatne podwórko. Mówi Pani, że chodzi wcześnie spać. Nie szkoda zapadać w sen, gdy wokół tyle się dzieje?
E.K.: O nie! Snu nigdy nie traktowałam jako straty, ale wejście w nową rzeczywistość. Mam kolorowe i ciekawe sny, dlatego dużym szacunkiem darzę aktywność przeżywaną z zamkniętymi oczami. Co ciekawsze kąski zapisuję. O ile nigdy nie byłam fanką pamiętników, to do zapisanych snów chętnie wracam. A już ostatnio jak przeczytałam, że Kora lubiła zapisywać sny, poczułam się zupełnie rozgrzeszona ze swojego „spaniowego” hobby.
C.D.: Bardzo dziękuję za rozmowę. Czytelników zainteresowanych książką Edyty Kochlewskiej pt. „Siedem ślubów mojej siostry” zapraszam na strony Oficyny Wydawniczej SILVER. Tam można książkę kupić, a przy okazji przejrzeć inne propozycje wydawnictwa.
E.K.: Dziękuję za takie dokładne przepytanie mnie.
Patronacką recenzję książki Edyty Kochlewskiej pt. "Siedem ślubów mojej siostry" z Oficyny Wydawniczej SILVER znajdziecie w linku poniżej. Zachęcam do zapoznania się😊
Comments