Po „Nić Ariadny” Lidii Tasarz sięgnęłam po dość wyczerpującej emocjonalnie poprzedniej lekturze, ponieważ chciałam zwyczajnie zmienić klimat na nieco mniej forsujący. Uznałam więc, że sensacja przykuwająca moją uwagę może się do tego nadać idealnie. Jednak muszę się też przyznać, że zerkając na okładkę „Nici Ariadny”, wewnętrzny głos gdzieś w tyle głowy szeptał mi „Zostaw, daj sobie spokój, sięgnij po coś uznanego, kto to w ogóle jest ta Tasarz???” Ta, może niezbyt znana, Tasarz potrafiła mnie na tyle zainteresować fabułą, że nim upłynęły dwa dłuższe wieczory… było po książce.
Główna bohaterka budzi się w szpitalu z kilkutygodniowego letargu będącego następstwem wypadku. Po odzyskaniu świadomości okazuje się jednak, że straciła pamięć. Nie wie, kim jest, jak się nazywa, gdzie mieszka, gdzie pracuje. Amnezja. Znalezione przy niej dokumenty pozwalają jedynie przypuszczać, że nazywa się Monika Palmer i ma 27 lat. Ta wiedza służy za punkt wyjścia dalszej opowieści, czyli odkrywania prawdy o sobie. A akurat o sobie Monika nie wie absolutnie nic, ale na szczęście pozostała jej pamięć semantyczna, czyli umie poruszać się w otaczającej ją rzeczywistości oraz korzystać ze współczesnych urządzeń. No, i doskonale dedukuje. Obserwuje więc otoczenie i racjonalnie analizuje fakty. Jak mitologiczny Tezeusz rozwija kłębek nici od Ariadny i zagląda do kolejnych zakamarków swojego życia. Ale żeby było trudniej, czasami na przeszkodzie rozumowej analizie staje intuicja, sprawiając, że droga w przeszłość jest pełna wyboistych dysonansów. A ponieważ patrzymy na świat oczami Moniki (Tasarz zdecydowała się bowiem na narrację w pierwszej osobie), to świetnie wyczuwamy emocje bohaterki, głównie pierwsze odczucia po odzyskaniu świadomości, wśród których dominują dezorientacja, niepokój i nieufność. Jak się czuje osoba, która nic nie pamięta ze swojego życia? Właśnie tak – opuszczona, pozostawiona samej sobie na łaskę otoczenia i całkowicie bezbronna. Stan niepewności głównej bohaterki Tasarz podbija dodatkowo niepokojącymi snami. Czy traktować je tylko jako wyraz wyobraźni czy może stanowią wspomnienia wydarzeń, które miały miejsce w przeszłości?
Tasarz wprawnie buduje napięcie, nie od razu odkrywając karty w grze. Powiecie, że to przecież typowe dla tego typu literatury. Skoro na początku wszystko będzie jasne, to gdzie element zaskoczenia? Owszem, jednak Tasarz dozuje nam fakty z aptekarską precyzją. Dokładnie tyle, ile trzeba, by utrzymywać ciekawość czytelnika na krótkiej wodzy i ani grama więcej. A nawet jeśli już zdecyduje się na taki ruch, to każda informacja zostaje poddana krytycznej weryfikacji, co w efekcie – przy zresetowanym stanie pamięci – prowadzi w ślepy zaułek i powoduje, że i tak może być interpretowana na wiele sposobów. I gdy początkowo wydaje nam się, że kolejny wprowadzony fakt przybliży nas do rozwiązania zagadki, okazuje się, że elementów puzzli wprawdzie przybywa, lecz nadal nie układa się z nich klarowny obraz.
Warto też zwrócić uwagę na fakt, że w początkowej fazie powieści autorka potrafi nas zainteresować wątkiem przy minimalnej ilości bohaterów i akcji toczącej się na stosunkowo niewielkiej przestrzeni. Można? Można.
Dopiero gdy już mamy solidnie nagmatwane w głowie i niczego nie jesteśmy pewni, po kilku spalonych próbach dopasowywania puzzli, Tasarz decyduje się na zmianę strategii – bo przecież kiedyś zagadka musi się wyjaśnić – i pierwsze elementy zaczynają się układać w sensowną całość. W tym celu wykorzystuje dwugłos narracyjny, bowiem do narracji Moniki dodaje narrację jednego z bohaterów, przy czym głos Moniki pozostaje wiodący. Dzięki temu zabiegowi rozszerza perspektywę wydarzeń, które zrelacjonowane z dwóch perspektyw nabierają cech obiektywizmu.
Lidia Tasarz w „Nici Ariadny” udanie łączy ze sobą nierozerwalny dublet tajemnic, gdzie wątek utraty tożsamości przeplata się z sensacyjną osnową. Sensacja już sama w sobie jest intrygująca, a tu dodatkowo podszyta jest niepewnością bohaterki podyktowaną utratą pamięci. Czytelnik otrzymuje zatem w powieści miks emocji – zaspokaja ciekawość wynikającą z rozwikłania tajemnicy i dodatkowo targają nim mieszane uczucia wynikające z lęków głównej bohaterki przed poznaniem jej prawdziwej twarzy. W efekcie całość czyta się mocno płynnie, z dużym zaciekawieniem, a sceny rodem z amerykańskich filmów akcji nadają historii tempa.
Kontynuację losów bohaterki możecie poznać w "Bez wyjścia". Recenzja w linku poniżej. Zapraszam.
TAGI
Commentaires