top of page

Piotr Jastrzębski, Vladan Stamenkovic "Humanitarna wojna" z Instytutu Wydawniczego Książka i Prasa


Na elektronicznym czytniku wyświetlono pierwszą stronę "Humanitarnej wojny", obok figurka anioła.
Piotr Jastrzębski, Vladan Stamenkovic "Humanitarna wojna" z Instytutu Wydawniczeego Książka i Prasa

Nie chce być inaczej. W nowym roku ciągnie mnie do starych książek. Najpierw „Historia Albanii” Jerzego Hauzińskiego i Jana Leśnego wydana w 1992 r., niedługo potem „Międzyrzecz” Piotra Ibrahima Kalwasa. Wyborna, ale z perspektywy, jaką rynek wydawniczy odmierza czas, wręcz antyk, bo z 2013 r. I teraz na dodatek „Humanitarna wojna” Piotra Jastrzębskiego i Vladana Stamenkovica z 2001 r. Istny zabytek. Co łączy te tytuły? Śródziemnomorskie tematy.

Z twórczością Piotra Jastrzębskiego zetknęłam się już wcześniej, czytając „Z dna” (z 2017 r. więc ledwie drobny przeżytek), która to książka zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Pamiętam ją do dziś i polecam każdemu, kto chce poznać prawdziwe życie bezdomnego, alkoholika i narkomana w jednej osobie. Z zaciekawieniem sięgnęłam więc po „Humanitarną wojnę”, której jest współautorem. I… I już po przeczytaniu kilku pierwszych zdań zorientowałam się, po której stronie mają serce autorzy i nie chodzi tu ani o anatomię, ani o poglądy polityczne.

„Humanitarna wojna” to krótki reportaż z pobytu autorów w Kosowie w 1999 r., a więc w okresie trwającej wojny domowej zakończonej bombardowaniami NATO, w efekcie których Slobodan Milosevic, ówczesny prezydent Federalnej Republiki Jugosławii, w skład której wchodziła Serbia i tym samym jeden z jej regionów Kosowo, zdecydował się na wejście KFOR w celu pokojowej stabilizacji sytuacji w kraju. Nie będę się tu skupiać na naświetleniu tła historycznego sytuacji w Kosowie, bo po pierwsze nie jest to moim celem, a po drugie jest to tak obszerny temat, że mógłby wystarczyć na osobny materiał. A powiem, że historia Bałkanów jest z wielu powodów wyjątkowa i mnie z równie wielu powodów intryguje.

Autorzy „Humanitarnej wojny” takie tło historyczne naświetlili, jednak warto zauważyć, że w białym świetle reflektorów stoją tu Serbowie, natomiast cień kładzie się na Albańczyków, którzy są zarówno bezpośrednim sąsiadem Serbii, jak i zamieszkują Kosowo. Podział na czarno-białe charaktery jest też widoczny w dalszych częściach materiału. Autorzy kilkakrotnie podkreślają, że chcieliby odczarować krzywdzący wizerunek Serbów, którzy są powszechnie uznawani za inicjatorów wielu konfliktów na Bałkanach, przypisuje się im także podsycanie nacjonalistycznych idei. Obawiam się jednak, że próba podjęta przez autorów skończy się fiaskiem, choćby dlatego, że wybielanie historii poprzez pokazywanie tylko niektórych faktów lub pokazywanie ich w określonym kontekście zawsze kończy się tak samo. Obaj autorzy to dziennikarze, obaj doskonale operują tak słowem, jak i piórem, więc raczej nie posługują się czystym fałszem, bo to byłoby za proste, ale chętnie sięgają po fragmenty informacji czy przedstawiają wybiórczo wydarzenia, a najbliższa wydaje się im być jednostronna interpretacja faktów, zwykle na korzyść Serbii. By nie być gołosłowną, podam przykłady. Znalezione na terenie Serbii resztki po bombach ze zubożonym uranem zostały jednoznacznie przypisane NATO. Faktem jest, że NATO dociskane przez opinię międzynarodową przyznało, że takiej broni używało. Faktem jednak jest również i to, że podobnymi bombami dysponowały także strona serbska i albańska lub jednostki paramilitarne z związane z daną stroną. A autorzy w żaden sposób nie udowodnili pochodzenia znalezionych fragmentów, jednak podają, że są to resztki bomb NATOwskich. Kolejny przykład: Armia Wyzwolenia Kosowa jest pokazana jako albańska organizacja terrorystyczna, bo taką przez długi czas swojego istnienia rzeczywiście była, organizując zamachy na ludność cywilną. Jednak autorzy zapomnieli wspomnieć, że i strona serbska sięgała po te same metody, wykorzystując do tego specjalne oddziały wojskowe i pozawojskowe. Przytoczone przykłady w żadnym wypadku nie oznaczają mojej akceptacji dla tego typu działań, a jedynie stanowią dowód na to, jak nieobiektywnie opisują sytuację autorzy. Takie przykłady można mnożyć.

Wspomniałam, że „Z dna” Jastrzębskiego wwierciło mi się w serce i w duszę. Może właśnie dlatego, że siła przekazu była mocno sugestywna. Bo Jastrzębski niewątpliwie ma dar pisania, nawet zaryzykowałabym stwierdzenie, że to jego prywatne remedium na życie, które każdemu potrafi dopiec. Jednak metoda, która sprawdziła się w przedstawieniu osobistych przeżyć z własnego życia, razi w przypadku stronniczego przedstawiania konfliktu w tej części Bałkanów. Tu nikt nie miał i nie ma czystego sumienia. Ani Serbowie, ani Albańczycy. Próba przedstawienia konfliktu na zasadzie, że my jesteśmy ci dobrzy, a wy jesteście ci źli, wypacza obraz. W Kosowie mordowali i jedni, i drudzy. W Kosowie gwałcili i jedni, i drudzy. W Kosowie manipulowali i jedni, i drudzy. Przypisywanie szczytnych zachowań Serbom, a podłych Albańczykom służy jedynie pogłębianiu wzajemnych animozji, które szczególnie narastały przez ostatnie dziesięciolecia, a korzeniami sięgają aż do poprzednich stuleci.

Warto natomiast podkreślić, jak wyraźnie i wprost została nakreślona rola Sojuszu Północnoatlantyckiego, który doprowadził do interwencji zbrojnej NATO w Kosowie „dla obrony praw człowieka”. Wprawdzie w jej wyniku Slobodan Milosevic zgodził się na wycofanie wojsk z Kosowa i wprowadzenie tam sił pokojowych KFOR, jednak bombardowania pogłębiły tylko katastrofę humanitarną, ponieważ setki tysięcy ludności cywilnej, szukając ucieczki przed zagrożeniem, opuściło z dnia na dzień swoje domy. Rzadko natomiast podnosi się jeszcze jeden istotny fakt, a mianowicie Sojusz po raz pierwszy dokonał operacji zbrojnej bez wymaganej zgody ONZ. Co to oznacza? Między innymi to, że działał niezgodnie z procedurami oraz iż z obrońcy stał się agresorem. Co smutne i znamienne zarazem, opinia międzynarodowa jest w ocenie działań Sojuszu podzielona. Tak pod względem zasadności dokonywania samej interwencji, jak i jej skutków.

Jeśli chcecie wyrobić sobie choć względnie obiektywne zdanie na temat wojny w Kosowie, ten materiał Wam w tym nie pomoże, bo jest zwyczajnie stronniczy i jednostronny. Jedynym, ale bardzo ważnym i wartym zapamiętania przekazem płynącym z „Humanitarnej wojny” jest przesłanie, że każda wojna to zło. W każdej wojnie każda zaangażowana w nią strona jest przegrana. Wojna nie wyłania zwycięzców, a budzi demony.

Za elektroniczny egzemplarz „Humanitarnej wojny” Piotra Jastrzębskiego i Vladana Stamenkovica dziękuję Iwonie Niezgodzie – organizatorce konkursu literackiego „Brakująca Litera”.

PS. Książkę czytałam w wersji elektronicznej. Wydawca niestety nie przyłożył się zbytnio ani do pracy korektorskiej, ani redakcyjnej. Chyba najbardziej w trakcie czytania irytowało mnie, że nagle numery stron pojawiały się tekście, zdarzało się nawet, że w środku wyrazów. Mam nadzieję, że kolejne wydanie będzie już dopracowane.


TAGI

Comments


bottom of page