top of page

Roman Bolczyk "Templariusze. Fenomen, który przetrwał" z Wydawnictwa KOS


Na okladce książki templariusz idzie podziemiami, trzymając w dloni płonącą głownię. OBok książki położono lichtarze z krzyżem.
Roman Bolczyk "Templariusze. Fenomen, który przetrwał"/Wydawnictwo KOS

Biorąc do ręki książkę Romana Bolczyka pt. „Templariusze. Fenomen, który przetrwał”, wiedziałam z opisu na okładce, iż jest to niejako wzbogacenie wcześniejszej publikacji poświęconej zakonowi poszerzonej o spuściznę po nim pozostałą oraz próby poszukiwań kontynuacji wartości związanych z templariuszami.


Książka już na pierwszy rzut oka przykuwa uwagę. Twarda oprawa nadaje jej solidności, stylizowana czcionka tytułów przydaje nobliwego uroku, a inicjały dopełniają estetykę nawiązującą do średniowiecznych manuskryptów, które żmudnie rodziły się w skryptoriach. Wewnątrz nie brak także zdjęć, mapek i innych materiałów graficznych, które ułatwiają czytelnikowi zapoznanie się z materią. Nie samą formą jednak czytelnik żyje, choć niewątpliwie stanowi ona przynętę dla odbiorcy. Co zatem niesie ze sobą treść?


Templariusze budzili zainteresowanie i podziw już sobie współczesnych. Jako zakon rycerski stanowili wytwór będący odpowiedzią na zaspokojenie ideologicznych potrzeb Państwa Kościelnego, a w rzeczywistości jego snów o politycznej i materialnej supremacji. Tworzyli swoistą elitarną grupę wojskowych, których otaczała aura niesamowitości i podziwu dla ich siły militarnej, wiedzy (nie tylko ekonomicznej) oraz walecznego serca. Bazując na solidnych podstawach materialnych (liczne nadania ziemskie w wielu krajach) oraz na wiedzy (własnej oraz wzbogaconej o osiągnięcia nauki arabskiej), szybko i skutecznie pomnażali swe dobra, stając się nie tylko doskonałymi zarządcami majątków własnych, lecz także cudzych, bowiem zawiadywali także skarbcami niejednego europejskiego monarchy. Według średniowiecznej maksymy żarliwie modlili się i równie gorliwie walczyli. Ostatnią walkę stoczyli z królem Francji Filipem IV Pięknym, który uchodził za władcę bezwzględnego, chciwego, małostkowego i pozbawionego wszelkich zasad. A skoro wg niego wszelkie chwyty były dozwolone, to bezpardonowo – nawet jak na owe mroczne czasy – rozprawił się z zakonem. Dlaczego? Bo – w dużym skrócie – po pierwsze, nie lubił, gdy mu się sprzeciwiano i stawano na drodze prowadzącej do realizacji monarszych marzeń i po drugie, miał ogromny apetyt na cudze, niebotyczne przecież, skarby. Bezprecedensowy zamach na tak zasłużoną dla chrześcijaństwa instytucję niósł się paraliżującym echem po dworach Europy (swoją drogą w tamtej epoce doskonale obytych z okrucieństwem i bezprawiem).


Pierwszą część książki Roman Bolczyk poświęcił naświetleniu fenomenu zjawiska templariuszy, ich osiągnięciom i dokonaniom, stosunkom oraz pozycji międzynarodowej. Natomiast druga część skupia się głównie na ich losach po likwidacji zakonu, spuściźnie i śladach w wielu zakątkach świata oraz wpływie na potomnych. Roman Bolczyk pisze interesująco i przyjaźnie dla czytelnika. Fakty podane w niezbędnej ilości nie przytłaczają. Autor głównie skupia się na kluczowych momentach, z których kolejno wywodzi ich następstwa, nie tylko polityczne. Z faktami ponoć się nie dyskutuje, ale można je poddać polemicznej interpretacji i analizie. Tak też robi Bolczyk, wykorzystując w dociekaniu pełni historycznego obrazu swój prokuratorski warsztat. Bowiem do faktów podchodzi krytycznie. Oceniając materiały źródłowe i artefakty, patrzy na przyczynę i skutki przedstawianych zdarzeń. A podczas rozpatrywania motywów, kieruje się rzymską paremią „Cui bono, qui podest” (Czyja korzyść, tego sprawka). Czytelnikowi łatwiej wówczas zrozumieć całokształt okoliczności, ponieważ poprzez skrócenie dystansu między epokami (dawną i współczesną) wydarzenia stają się bardziej namacalne, a pobudki działań postaci historycznych przystępniejsze. Co interesujące, w części dotyczącej dziejów templariuszy przeważają twarde fakty i dowody (oczywiście można je różnie interpretować). Natomiast po likwidacji zakonu, gdy losy rzuciły poszczególnych jego członków w różne części świata, stopniowo coraz mniej jednoznacznych dowodów ich istnienia, a coraz więcej pola manewru do domyśleń, spekulacji i teorii spiskowych. Dlaczego? Bo niezbitych i bezpośrednich dowodów po templariuszach, którzy przetrwali, pozostało niewiele. Zainteresowani ich losami mogą skorzystać z bibliografii, która została zamieszczona na końcu książki, i w ten sposób dowiedzieć się więcej.


„Templariusze. Fenomen, który przetrwał” Romana Bolczyka pobudził moją wyobraźnię oraz głód na historyczną wiedzę o templariuszach na tyle skutecznie, że już sobie wpisałam na czytelniczą listę kolejkową pierwszy tytuł z tego cyklu. Bolczyk pisze, jak wspomniałam wcześniej, interesująco i przyjaźnie, nawet dla osób niebędących miłośnikami historii. Prowadzi nas za rękę przez manowce mediewistycznych tajemnic i krętactw możnych, nie tylko odnosząc się do samych zdarzeń, lecz również do ich znaczenia i konsekwencji. Powstaje w ten sposób przejrzysty scenariusz zbudowany na faktach, a także wzmocniony emocjami i pragnieniami jej uczestników. A że interesy nierzadko były sprzeczne lub wręcz wykluczające się, nic dziwnego zatem, że członkom Zakonu Ubogich Rycerzy Chrystusa Świątyni Salomona (choć wielce nieustraszonym i choć otoczonym szacunkiem oraz chwałą za życia) przyszło zginąć w upokorzeniu, odartym z honoru i konać w mękach na skutek najwymyślniejszych (a przez to jakże skutecznych) praktyk inkwizycyjnych.


Z całego duszkowego serca polecam Wam tę lekturę.


Za egzemplarz książki pt. „Templariusze. Fenomen, który przetrwał” dziękuję Wydawnictwu KOS.


TAGI

Comments


bottom of page