top of page

RECENZJA PATRONACKA: Agnieszka Dydycz "Nigdy nie będę młodsza. Ale kto mi zabroni próbować!"


Agnieszka Dydycz "Nigdy nie będę młodsza. Ale kto mi zabroni próbować!"
Agnieszka Dydycz "Nigdy nie będę młodsza. Ale kto mi zabroni próbować!"/Oficyna Wydawnicza SILVER

Czy to w życiu, czy to w fikcji literackiej królowa jest tylko jedna! I mimo iż główna bohaterka powieści Agnieszki Dydycz „Nigdy nie będę młodsza. Ale kto mi zabroni próbować!” zaklina się, że to jej matka, Helena, niepodzielnie dzierży palmę pierwszeństwa, to nie dajmy się zwieść tym zapewnieniom. Niekwestionowaną królową dyptyku (w kwietniu 2022 r. pojawiła się pierwsza część zatytułowana „Nigdy nie będę wyższa. Ale mogę być szczęśliwsza!”) jest Małgorzata Dobrołęcka – autorka kryminałów, świadoma swoich potrzeb kobieta z rumianie wypieczonym plusem w metryczce, gdyż Małgorzata ma lat 50 i 8 i… nie zamierza się ich wypierać. Gdy wkraczamy do królestwa naszej gwiazdy, zostaje ona również babcią, choć akurat z tym tytułem, w przeciwieństwie do królewskiego, potrzebuje się nieco oswoić. A ponieważ małżonek bohaterki z racji obowiązków służbowych bywa w domu zaledwie przelotem (LOTem przemierza co najwyżej kontynenty, by zdążyć na kolejne konferencje naukowe), Małgorzata z przyzwyczajenia bywa też żoną, co w rzeczywistości oznacza bycie… słomianą wdową. Ten mocno ustabilizowany stan zaczyna jej nieco doskwierać, więc siła sprawcza, za którą skrywa się autorska wena, podsuwa jej dla urozmaicenia/komplikacji* (* niepotrzebne skreślić) kandydata do miana księcia na białym koniu. Hm, tyle powinno dla rozbudzenia apetytu na początek wystarczyć…

„Nigdy nie będę młodsza. Ale kto mi zabroni próbować!” Agnieszki Dydycz to właściwie skrypt z lekcjami życia dla zaawansowanych. Przewodnikiem po kolejnych rozdziałach jest oczywiście nie kto inny jak sama królowa, czyli przedstawiona już pokrótce Małgorzata Dobrołęcka, która znalazła sposób na bezawaryjną obsługę swojej niełatwej w obejściu matki – będącej charakterologiczną krzyżówką tyleż przezabawnej co irytującej Hiacynty Bucket z brytyjskiego serialu „Co ludzie powiedzą” (pamiętacie zażywną damę z aspiracjami do high society?) i despotycznie panującej w atelier malarskim swego męża Matejkowskiej połowicy. Sami przyznacie, że aby okiełznać taki ognisty potencjał, trzeba mieć iście królewską cierpliwość. (Specjalnie nie piszę anielską, bo i samej Małgorzacie do tych niebiańskich istot raczej daleko).

Jednak Małgorzata ma talent nie tylko do ludzi, wykazuje ona także zdolność odnajdywania poezji w prozie codzienności czy też, jak wolicie, posiada iskrę do wyszukiwania pozytywnych frykasów w życiowym przekładańcu. Z nią nawet najczarniejsza noc pobłyskuje choćby odrobiną gwiaździstego pyłu, a przysłowiowa szklanka, niechby pęknięta, zawsze będzie do połowy pełna, szczególnie gdy chodzi o dzieci i przyjaciół. Dydycz, podobnie zresztą jak w pierwszej części pt. „Nigdy nie będę wyższa. Ale mogę być szczęśliwsza!”, obdarza Małgorzatę umiejętnościami mentorsko-doradczymi, z których jej podopieczna skwapliwie korzysta, dzieląc się nimi bez uprzedzeń z reprezentantami każdego pokolenia (a jest ich na kartach powieści niemało, bo aż cztery!). Dodatkowo nie bacząc ani na wiek, ani na płeć bohaterów, Małgorzata aplikuje im pokrzepiające zabiegi z efektem modulującym samopoczucie. Prym wśród uczestników wiodą kobiety (przy czym pamiętamy, by nie popełnić faux pas, że oczywiście królowa jest tylko jedna), lecz i panów o różnorodnych upodobaniach i przyzwyczajeniach nie brak. Tak oto pilna uczennica Epikteta z powodzeniem wdraża w życie stoicką recepturę na szczęście, która mówi, że nie należy naginać biegu wydarzeń do swej woli, lecz pragnienia dostrajać do zachodzących zmian, podobnie jak nie należy łamać sobie głowy nad tym, na co wpływu nie mamy. Przepis niemal stary jak świat, a jednak wciąż aktualny!

Powiedzmy też wyraźnie, że powieść Dydycz, niosąca ze sobą wprawdzie ogromny ładunek inspirującej mocy, bynajmniej nie jest cukierkową historią w sentymentalnym stylu. Bo czyż dojrzałe czytelniczki skuszą się na tanie i sztampowe rozwiązania? Wątpię. Dlatego różowe okulary są oczywiście w cenie, jednak nie przebiją zdrowego rozsądku, który w połączeniu z życiową mądrością, dochodzi do głosu w drugiej połowie fabuły. Po raz kolejny okaże się bowiem, że bycie na rozdrożu będzie wymagało od kobiety, a już od kobiety obdarzonej dorodnym plusem w rubryczce „wiek” (tylko dla przypomnienia dodam, że widnieje tam liczba 58😊), po pierwsze uświadomienia sobie własnych potrzeb i po drugie pragnienia zmiany zastanego status quo. A ponieważ Dydycz już wielokrotnie pokazała, że nie przegapi okazji, by z ust królowej popłynęła struga stymulujących zachęt, w trakcie lektury da się odczuć wyraźny przypływ energii i idę o zakład, że niejedna czytelniczka poczyni niejedno postanowienie, które zalegało jej w duszy, a do realizacji którego zwyczajnie brakowało jej dotychczas motywującego paliwa. Najwyższa pora więc śmiało powiedzieć: to jest moje życie i teraz zamierzam je przeżyć według własnych reguł!

Pokrętny los wiedzie bohaterki Agnieszki Dydycz w „Nigdy nie będę młodsza. Ale kto mi zabroni próbować!” nieprostą drogą, ale autorka wyposaża je w świetny ekwipunek ochronny, dzięki czemu pokonują one wyboje każda swoim tempem i każda w swoim stylu. Mają przecież w ręku handicap w postaci długoterminowej praktyki w sparingach z partnerem, który nie dość, że nie walczy fair, to jeszcze roztargnionego przeciwnika potrafi powalić jednym menopauzalnym sierpowym. Drogie Panie, stając więc do walki z czasem, poprawmy – o ile trzeba – koronę i bierzmy się za lekturę!

Za możliwość objęcia książki Agnieszki Dydycz pt. „Nigdy nie będę młodsza. Ale kto mi zabroni próbować!” patronatem „Czytam duszkiem” dziękuję Oficynie Wydawniczej SILVER.

Comentários


bottom of page