top of page

Wywiad z Magdaleną Jasny - autorką "Farmagii"


Autorka w otoczeniu grafik kolorowych i bajecznych stworów z Farmagii.
Magdalena Jasny (foto z rchiwum M. Jasny)

Czytam duszkiem: Moją rozmówczynią jest dziś Pani Magdalena Jasny, autorka książki pt. „Farmagia”. Pani Magdaleno, dlaczego biorąc Pani książkę do rąk i patrząc na bajeczną okładkę mam wrażenie, że ja to już chyba gdzieś widziałam i autorkę skądś kojarzę.

Magdalena Jasny: Hmmm… może z Telewizji…? Występowałam jako pani Kredka w CIUCHCI, domisia Magda w DOMISIACH i po prostu Magda w programie MAMA I JA. Ilustrowałam opowiadane tam bajki, proponowałam najróżniejsze zabawy plastyczne i artystyczne „zrób to sam” dla dzieci.

A w ogóle z zawodu jestem ilustratorką, dosyć wszechstronną, muszę dodać J. Tworzę gry planszowe, łamigłówki, rebusy, labirynty, żarty rysunkowe… Długo by wymieniać. Moje prace można znaleźć pod adresem Magdalena Jasny - ilustrator

C.D.: Czyli od ilustracji do literatury jeden krok można by powiedzieć. To był krok podjęty spontanicznie, wykonany pod wpływem chwili, impulsu czy może starannie przemyślany i twórczo „donoszony”? Jak powstała „Farmagia”?

M.J.: Pełen spontan! Nigdy nie myślałam o napisaniu powieści. Zajmowałam się „tylko” grafiką i to mnie satysfakcjonowało. A pomysł na „Farmagię” podsunęła mi nieświadomie moja kilkuletnia (wówczas) córeczka. Pewnego dnia grała sobie na komputerze w Zoo Tycoon. Gra polegała na tym, aby stworzyć ogród zoologiczny z odpowiednio dopasowanymi wybiegami dla różnych gatunków zwierząt. Ja jej kibicowałam i pomagałam w razie potrzeby. W pewnym momencie Tereska stwierdziła, że wolałaby ZOO ze smokami, jednorożcami, chimerami i innymi baśniowymi stworami, a nie takimi zwyczajnymi…

To jedno zdanko zawładnęło moją wyobraźnią do tego stopnia, że nie mogłam przestać o nim myśleć. To był znakomity pomysł, ale ja niestety nie potrafiłam wcielić go w życie. Nie umiem stworzyć gry komputerowej. Mogłabym tylko namalować ogród pełen mitycznych istot, ale co z tego… Obraz, choćby najpiękniejszy, jest tylko statycznym wizerunkiem. Nie o to chodziło.

Może by napisać scenariusz filmu fantasy o baśniowych stworach i ich opiekunce? Ale skoro mam już coś pisać, to wolę książkę! Na początku tylko wyobrażałam sobie, że ją piszę, bawiłam się tą myślą. Po pewnym czasie powieść zaczęła przybierać realny kształt w mojej głowie. Ogród zoologiczny zastąpiłam farmą – bezpieczną przystanią dla wszelkich magicznych stworów (stąd tytuł: Farma - Magia - FarMagia), a pierwowzorem głównej bohaterki została oczywiście moja córeczka, Tereska.

Magdalena Jasny "Farmagia" z Wydawnictwa Zysk i S-ka

C.D.: A o czym w ogóle jest „Farmagia”?

M.J.: Tak jak mówiłam, Farmagia to farma, a właściwie lecznica dla czarodziejskich stworzeń – jednorożców, pegazów, chimer, feniksów, hipokampów, gryfów i wielu innych. Gospodarują na niej elfy, które powinny otaczać opieką wszystkie niezwykłe istoty. Niestety nie mają na to zbyt wielkiej ochoty, no i nie znają się na medycynie. Zwalają więc całą robotę na jedenastoletnią dziewczynkę, Tereskę, wielbicielkę zwierząt. A ona z entuzjazmem podejmuje się tej trudnej misji, choć nie ma pojęcia o leczeniu czarodziejskich stworów… Taki jest początek książki. Potem sytuacja się komplikuje, a mała Opiekunka ma coraz więcej kłopotów i przygód, nie zawsze związanych z magicznym światem.

C.D.: Pamiętam, jak „Farmagia” pochłonęła niemal w równym stopniu mnie, osobę dorosłą, a także 5-latka. Młody był zachwycony i wyszło nam, nie dość że rodzinne, to także odcinkowe czytanie. Wspaniałe chwile. Pani Magdaleno, w „Farmagii” bohaterami są dzieci, elfy i zwierzęta. Co w nich jest magicznego i dlaczego?

M.J.: Dzieci są zupełnie zwyczajne, nie mają (w przeciwieństwie do Harrego Pottera) żadnych magicznych zdolności. Chciałam pokazać, że nie tylko czarodzieje dokonują cudów J. Za to elfy to co innego. Potrafią wtopić się w otoczenie jak kameleony, znają się świetnie na magii „biologicznej”, umieją przyspieszać wzrost roślin, a nawet ożywiać pozornie martwe drewno. Potrafiłyby też udzielić pomocy rannemu jednorożcowi czy chorej chimerze, ale zdecydowanie wolą zepchnąć ten ciężki obowiązek na naiwną dziewczynkę (nie bez powodu twierdząc, że ludzka medycyna jest skuteczniejsza od czarów). A zwierzęta mają cechy właściwe dla swoich gatunków – każde jest inne. Smok zieje ogniem; chimera ma trzy głowy (co samo w sobie jest magiczne); baku pochłania koszmary nocne i senne zmory, dając ukojenie śpiącemu; a Symurg potrafi uzdrawiać samym tylko dotykiem, oddechem, a nawet myślą (i dlatego jest bardzo szanowany i ceniony przez każdą Opiekunkę).

C.D.: Ależ to zróżnicowana ferajna… Skąd czerpała Pani inspirację do tworzenia cudownych stworów?

M.J.: Wszystkie istoty odwiedzające Farmagię istnieją naprawdę. Opisano je setki lat temu w mitach, baśniach i legendach greckich, rzymskich, japońskich, perskich, celtyckich, germańskich i nordyckich. Ja tylko wyciągnęłam je ze starych ksiąg… No, i odważyłam się stworzyć nowy gatunek smoka – potężnego, groźnego, ziejącego ogniem. Klasyka. Nazwałam go „Terius arguta”, co oznacza mniej więcej „Przerażający bystrzak”.

C.D.: W Farmagii są same różniste stwory, smoki i… elfy. No, właśnie, jak to z tymi elfami było? Chodzi mi o ich świat i sposób funkcjonowania w nim. Ich sposób myślenia i zachowania jest często, hm… jakby to delikatnie powiedzieć… egoistyczny.

M.J.: Tak, niestety. Czasami sama byłam wkurzona ich bezczelnością. Ale znudziły mnie słodkie duszki kwiatowe z dziecięcych bajek, a tolkienowskie wyniosłe i bezwzględne elfy deprymowały. Można powiedzieć, że wyciągnęłam średnią – moje stworki są kłótliwe, obrażalskie i leniwe, ale gdy trzeba, potrafią skutecznie wspomóc Tereskę. Tak naprawdę elfy mają obowiązek spełnić każde polecenie Opiekunki Farmagii, jednak dziwnym trafem nie informują o tym żadnej nowej kandydatki na to stanowisko.

Ilustracja autorstwa Magdaleny Jasny

C.D.: „Farmagia” porusza także współczesne problemy społeczne. Jak sprawy, z którymi często nie potrafią sobie poradzić dorośli, bo sami błądzą, przedstawić i wytłumaczyć w przystępny sposób dzieciom?

M.J.: Myślę, że po prostu trzeba rzeczowo rozmawiać z nimi o wszystkim, zamiast przemilczać kłopotliwe tematy, tworząc niepotrzebne tabu. Dzieci mają niezwykle bujną wyobraźnię, podsycaną teraz przez brutalne filmy i gry komputerowe. Tajemnice, których się tylko domyślają, są jak potwory w mroku – tym groźniejsze, im mniej widoczne. Wydaje mi się, że nazwanie problemu raczej je uspokoi niż przestraszy. A przynajmniej będą wiedziały, z czym muszą się zmierzyć. Wątek przemocy w rodzinie (który komentują prawie wszyscy recenzenci) jest właściwie marginalny, chodziło mi tylko o to, żeby dzieci nauczyły się dostrzegać niepokojące objawy u swoich kolegów i koleżanek i żeby wiedziały jak zareagować. Mam nadzieję, że dzięki temu choć jedno dziecko uniknie takiego traktowania, jakiego doświadczył Jonatan.

C.D.: No, i jeszcze duet bohaterów – Tereska i Jonatan. Wydawałoby się oklepany schemat. Co wnosi do opowieści ta para?

M.J.: Schemat jest oklepany nie bez powodu. Ścieranie się dwóch odmiennych charakterów zawsze ciekawi, śmieszy, czasem wzrusza. Tereska nie potrzebowała niczyjej pomocy, a gdyby nawet, z pewnością nie szukałaby jej u Jonatana – złośliwego łobuza. A jednak stopniowo okazuje się, że taki chuligan może zostać niezastąpionym i lojalnym przyjacielem. I to nie jest moje pobożne życzenie, znam taką sytuację z autopsji.

Ilustracja autorstwa Magdaleny Jasny

C.D.: Wspominała Pani, że tworząc „Farmagię” pisała ją Pani z myślą o młodszej młodzieży. A tu okazuje się, że fascynują się nią 5-latkowie, a nawet młodsi oraz dorośli. Co w takim razie jest w tej książce, że tak podbija literackie dusze dużych i małych? Jaki chwyt pisarski Pani zastosowała? 😊 Czym ją Pani zaczarowała?

M.J.: Żebym to ja wiedziała… Pisząc książkę świetnie się bawiłam. Nie miałam wcześniej pojęcia, że wymyślanie fabuły, powoływanie do życia najrozmaitszych postaci, stawianie przed nimi trudnych wyzwań i rzucanie ich w wir przygód to taka frajda… To była niesamowita przyjemność. Może dlatego czytelnicy także mają uciechę z tej opowieści?

C.D.: Pani Magdaleno, wiemy już, jak powstawała „Farmagia”, skąd się wziął na nią pomysł, jak ją Pani tworzyła, ale co potem? Napisała Pani i co dalej? Był jakiś pierwszy recenzent, przyjaciel, zaufana dusza, z którą podzieliła się Pani swoją twórczością, zanim książka trafiła do naszych domów?

M.J.: Pierwsze rozdziały czytałam córeczce, zanim jeszcze powstała cała książka. Słuchała z zapartym tchem, co jakiś czas kiwając poważnie główką i komentując poczynania swojej imienniczki: „Tak! Ja też bym tak zrobiła”. Kolejną zaufaną duszą była moja mama, która także wydała w swoim czasie kilka książek dla dzieci (te późniejsze również ilustrowałam: „Opowiadania z trzeciego piętra”, „Japonia, jaka jest”, itd.) Trudno o bardziej życzliwego recenzenta. Rękopis przeczytała też moja najserdeczniejsza przyjaciółka… Dlatego nie doczekałam się konstruktywnej krytyki, tylko samych pochwał.

Kubeł zimnej wody na łeb wylały mi dopiero wydawnictwa dziecięce. Wysłałam tekst do wszystkich, jakie znałam i nie otrzymałam żadnej odpowiedzi… Po kilku miesiącach druzgocącej ciszy uznałam, że książka najwyraźniej jest kiepska i zapomniałam o całej sprawie.

Minęło parę lat… (jakkolwiek romantycznie by to nie brzmiało). Przeglądając różne pliki w komputerze, natknęłam się na moją nieszczęsną „Farmagię”. Zaczęłam czytać… i nie mogłam się oderwać! Od własnego tekstu! To było aż śmieszne. Tym niemniej postanowiłam spróbować jeszcze raz. Rozesłałam powieść do wszystkich znanych mi wydawnictw, nie tylko dziecięcych i po tygodniu otrzymałam odpowiedź z ZYSK-u z propozycją wydania mojej książki. Myślałam, że to jakiś żart, ale nie – naprawdę podpisaliśmy umowę. Potem jeszcze dwóch innych edytorów wyraziło zainteresowanie „Farmagią”… Nie rozumiem, czemu wcześniej nikt jej nie chciał.

Ilustracja autorstwa Magdaleny Jasny

C.D.: Niesamowita historia z życiowym przesłaniem, by nigdy się nie poddawać i zawsze wierzyć w siebie. Młodzież sama zatopi się w „Farmagii”, będzie ją czytać samodzielnie. A co z młodszymi czytelnikami? Przyjemności czytania przez mamę lub tatę nikt i nic nie zastąpi, ale czy zastanawiała się Pani może, by wydać „Farmagię” w wersji audiobooka, by odciążyć rodziców?

M.J.: Ależ audiobook już jest! Wydawnictwo Storybox nagrało audiobooka pół roku po opublikowaniu wersji papierowej. Tak więc rodzice mogą się czuć odciążeni J

C.D.: To fantastyczna wiadomość. A czy z powstawaniem książki wiąże się może jakaś ciekawa historia? Coś szczególnego wówczas się działo lub wydarzyło? Znaki prognostyczne a może cuda i inne dziwy?

M.J.: Ja nic nie zauważyłam, ale może natchnął mnie jakiś niewidzialny elf…

C.D.: Czego doświadcza dorosły, pisząc książki dla młodszych czytelników? Potrzebne są jakieś szczególne umiejętności? Należy odstawić na bok dorosłość i znowu stać się rówieśnikiem bohaterów?

M.J.: Prawdę mówiąc nie musiałam niczego odstawiać, bo nigdy nie czułam się dorosła. Nie traktuję poważnie ani siebie, ani swojego życia. Rysuję sobie albo klecę jakieś dzindzibołki i płacą mi za to… Idylla. A mówiąc serio, nie skupiałam się na tym, że piszę dla dzieci. Nie starałam się upraszczać języka ani samej historii. Pisałam tak, żeby mi się podobało i zapewne dlatego również dorośli lubią tę książkę.

C.D.: A ptaszki ćwierkają, że będzie dalszy ciąg przygód Tereski i Jonatana? Prawda-li to?

M.J.: Prawda. Drugi tom jest już na ukończeniu.

C.D.: Odsłoni nam Pani rąbka tajemnicy, co tam na nich i na nas czeka?

M.J.: No cóż, wakacje się skończyły, nadeszła słotna jesień, więc Tereska i Jonatan usiłują pogodzić wyczerpującą pracę na czarodziejskiej farmie z obowiązkami szkolnymi.

Ulewne deszcze skutkują powodzią i przemieniają Farmagię w trzęsawisko, co zwabia do niej rozmaite bagienne stwory: nieśmiałego ćmucha, wielogłową hydrę, dziwacznego serpoparda i wiele innych. Każdemu trzeba pomóc i wyleczyć w razie potrzeby. Dzieci muszą się przy tym nieźle natrudzić, bo zwierzaki są płochliwe, psotne, a czasem wręcz niebezpieczne. Jednym słowem, w Farmagii nie ma czasu na nudę. Nie wspominając już o takich drobiazgach jak pazerny łowca, wciąż polujący na mityczne istoty, dziurawy dach pracowni, kłopoty w szkole i w domu, oraz zaskakujące właściwości lodowych kluczy.

C.D.: A czym w wolnym czasie zajmuje się Magdalena Jasny? O czym marzy?

M.J.: Czytam, czytam, czytam… A marzę o tym, żeby powstał film na bazie „Farmagii”.

C.D.: Pani Magdaleno, trzymam kciuki i bardzo dziękuję za rozmowę. Będę wyczekiwać kolejnej części przygód. Życzę pomyślności i spełnienia planów na przyszłość.

M.J.: To ja dziękuję.


TAGI

Comments


bottom of page