top of page

Hanka V. Mody "Chciałbym, żebyś mnie napisała" z Wydawnictwa e-bookowo


Kartka jak z ogłoszenia z numerem telefonu do oderwania
Hanka V. Mody "Chciałbym, żebyś mnie napisała"/Wydawnictwo E-bookowo

Lektura, po którą ostatnio sięgnęłam, wywołała podwójny grymas na mojej twarzy. Eee… opowiadania… Łooo, matko, i do tego erotyczne??? Nie chciałam się od razu uprzedzać, jednak nie było mi spieszno do tej książki. Ale przecież nie będę jej przekładać w nieskończoność. No, dobrze… zaczynam czytać. Czytam… Czytam… I? Najpierw chciałam podejść do tego taktycznie, czyli przeczytać raz, dwa, jednym duszkiem, jednym ciągiem, by czasu nie tracić. Potem z zaciekawieniem odkryłam, że rozgoszczę się w tym zbiorze na dłużej. O czym mowa? O „Chciałbym, żebyś mnie napisała. Opowiadaniach nie tylko erotycznych” Hanki V. Mody.


„Chciałbym, żebyś mnie napisała. Opowiadania nie tylko erotyczne” Hanki V. Mody to pakiet 19 opowiadań. Najdłuższe z nich liczy sobie kilkadziesiąt stron, ale przeciętnie na formę nie przypada więcej niż kilka. Są też dwa utwory, które autorka sama opatrzyła dopiskiem miniatura. Każdy z nich to odpowiednio strona lub niewiele ponad stronę tekstu. Wielkość szkolnego wypracowania. Nie rozmiar ma w tym przypadku znaczenie (i nie dopatrywać mi się tu żadnych podtekstów).


Fakt nr 1. Nie przepadam za krótkim formami typu opowiadania i nowele. Mam wrażenie, że tak zwarta przestrzeń literacka nie wystarcza mi, by dostatecznie głęboko wejść w świat bohaterów.


Jak już wspomniałam, nie rozmiar ma w tym przypadku znaczenie. Co więc ma? Sposób, w jaki Hanka V. Mody pokazuje rzeczywistość. Styl jest lekko zbliżony do „casualowego”, a język ledwie dobarwiany metaforami, choć nie zawsze grzecznie gładki. Nie nazbyt rozbudowane zdania składają się na spójną i harmonijną całość, dodatkowo przejrzysta konstrukcja nie wymaga od czytelnika nadmiernej koncentracji. Pojawiające się równoważniki zdań zatrzymują i dopełniają scenę, trochę jak didaskalia w sztuce. Stoisz, patrzysz i czujesz, jakbyś tam był. Autorka, mimo że jak pisałam wcześniej, nie jestem miłośniczką opowiadań, sprawiła, że przystanęłam i zachciałam zostać z nimi dłużej. Dlatego po przeczytaniu kilku jednym ciągiem, stwierdziłam, że będę sobie lekturę dawkować i czytać w mniejszych porcjach i z przerwami. Tak, ten sposób był dla mnie zdecydowanie bardziej odpowiedni.


Każde z opowiadań ma inną tematykę, ale rodowodowo odnajdujemy w nich wspólne DNA. Drobinki łańcucha są rozproszone, poutykane w fabule, natrafiamy na nie niby przypadkiem, zastanawiając się, czy zgubiły się przez niedopatrzenie czy to zabieg zamierzony. W prozie wyraźnie zarysowuje się wątek poszukiwania wrażeń, nowych bodźców, niekoniecznie miłości jako duchowego i mentalnego porozumienia. Bohaterki Hanki V. Mody to zwykle kobiety pragnące bliskości drugiego człowieka. To ich oczami i z ich perspektywy widzimy świat. Jednak jak szybko czyta się opowiadania, tak prędko wygasa fascynacja w kontaktach między bohaterami. Z rozmysłem użyłam sformułowania „w kontaktach” a nie „w związku” (znajdziemy tu także zwroty zastępcze typu „układy”, „umowy”, „ustalenia”), bo i sama autorka posługuje się słowami „niezwiązek” lub „rozwiązek”, akcentując tym samym fakt, że między bohaterami więcej jest przelotnych odczuć niż uczuć oraz egoistycznego indywidualizmu niż empatycznej wrażliwości. Może chodzi o to, by szukać króliczka, a nie go znaleźć?


Słowo komentarza do dialogów. One również wkomponowują się w ogólną stylistykę. Postaci myślą syntetycznie, wypowiadają się w krótkich formach, jakby szkoda im było czasu na więcej, w efekcie mimo niedopowiedzeń lub dzięki nim nurt rozmów skutecznie zajmuje uwagę czytelnika.


Fakt nr 2. Rzadko sięgam po erotykę (zwłaszcza współczesną), bo wydaje mi się, że z tym zadaniem mogą się mierzyć tylko pisarze z najwyższej półki i wg mnie nie ma nic lepszego niż stara dobra klasyka. Czy to znaczy, że odrzucam to, co oferuje Hanka V. Mody? Bynajmniej. Autorka wprawdzie nie elektryzuje wzniosłym językiem, nie epatuje górnolotnością, raczej bliżej jej do słów pęczniejących pospolitością, miejscami ordynarnych, ale to właśnie prawdziwy język erotyki, jakim posługują się współcześni ludzie zamieszkujący domy z betonu. Ani piękny, ani brzydki, a dosadnie przyziemny. Ponadto odnosi się wrażenie, że zamierzeniem autorki było wyjście poza przyjęte schematy podejścia do postrzegania seksualności, która nie jest ani ze świata religijnego grzechu, ani ze świata moralnego brudu a zwyczajnie częścią ludzkiego ja. Nie tego ja książkowego, filmowego, wymyślonego, a realnie spragnionego fizycznych doznań. Cielesność, pożądanie, zaspokojenie (czasem nudne, czasem z domieszką siły, dostrojone kolorem fetyszyzującej koronki, upięte konopną liną zgodnie z zasadami japońskiej sztuki kinbaku) w wydaniu Hanki V. Mody odsłaniają różne oblicza intymności w postaci łagodnych i ostrzejszych zbliżeń, hetero- i homoseksualnych doświadczeń czy niemonogamicznych relacji. Uwalniając się z ram utartych społecznych konwenansów, kulturowych stereotypów i norm obyczajowych, Hanka V. Mody wchodzi w sceny seksu często bez retuszu, bez pruderii, nie przekracza jednak granicy, za którą zmysłowa erotyka staje się trywialnie kiepską pornografią.


W miarę upływu czasu początkowy grymas ustępował miejsca aprobacie. Hanka V. Mody ma niezły warsztat, wie dokładnie, dokąd prowadzi czytelnika i mierząc się z erotyką – materią z zasady niełatwą – wyszła z potyczki z podniesioną głową, pokazując seksualność (zwłaszcza kobiet) bez maski udawania i bez fałszywego wstydu oswajając nas z różnorodnością intymnych tęsknot, by uzmysłowić, że takie lub inne fizyczne pragnienia to nieodłączny element człowieczej natury.

Za możliwość zrecenzowania książki w wersji elektronicznej dziękuję autorce oraz Wydawnictwu E-bookowo.pl.

Za udostępnienie pliku do recenzji dziękuję Iwonie Niezgodzie organizatorce niezależnego plebiscytu na polską książkę roku „Brakująca Litera”.


TAGI

Comments


bottom of page