top of page

Patronacka recenzja przedpremierowa - "Turnus" Barbary Tomaszewskiej z Wydawnictwa Novae Res


Graficzny projekt okladki książki "Turnus" Barbary Tomaszewskiej, na której widnieje wśród patronów logo "Czytam duszkiem".
"Turnus" Barbary Tomaszewskiej z Wydawnictwa Novae Res

Czy wiesz, jak to jest kochać mimo wszystko? Czy wiesz, jak to jest kochać do dna duszy, a czasami nawet i do dna butelki? Ilona P., bohaterka „Turnusu” Barbary Tomaszewskiej, wyspecjalizowała się w obu tych dziedzinach, jednak po latach związku będąc równie upojoną, co udręczoną, miłością do partnera, postanawia definitywnie postawić tamę destrukcyjnym uczuciom, które napędzane zjadliwą zazdrością niczym nowoczesna maszyna energią odnawialną wygenerowały nadmiar trudnozbywalnych dóbr i niechcianych braków w jej relacjach rodzinnych. Zrozpaczona kobieta zdobywa się więc na desperacki ruch i zleca ekspolicjantowi – Markowi Konieczce – dyskretne śledztwo, którego wynik ma pomóc jej w podjęciu ostatecznej decyzji co do przyszłości. Nie bez podstaw Ilona P. podejrzewa partnera o serię romansów, dlatego Marek Konieczko udaje się tropem cudzołożnego amanta do sanatorium w Lądku Zdroju i jako jeden z kuracjuszy (rzekomo zatroskany swoim stanem zdrowia) uważnie obserwuje sanatoryjne rozgrywki (nie tylko męsko-damskie), wieczorami zaś składa skrupulatne meldunki chlebodawczyni o codziennych poczynaniach jej ukochanego. Jednakoż główny wątek śledztwa szybko wpada na tor kolizyjny ze sprawą pod kryptonimem „Pociąg”, którą lata temu kapitan Konieczko starał się rozwikłać, acz bez wymiernego skutku. Teraz natomiast nie zamierza przepuścić okazji, by dowiedzieć się szczegółów tajemniczej sprawy sprzed lat. Zapewne nie trzeba nikomu wyjaśniać, że najtrudniej zoczyć prawdy o nas samych, które choć oczywiste dla innych, dla nas pozostają niedostrzegalne. Podobnie jest i tym razem, bo Marek Konieczko będąc alter ego Ilony P. stanie przed zadaniem bodaj niewykonalnym. Na szczęście autorka – Barbara Tomaszewska – jest doświadczonym psychologiem, więc nie zostawi naszych bohaterów bez mentalnego wsparcia, choć momentami bagaż doświadczeń może wydawać się nazbyt ciężki jak na nadwątlone zdrowotnymi niedyspozycjami barki kuracjuszy. Jednak (znowu na szczęście!) w sukurs rozterkom przyjdzie poczucie humoru, groteska, parodia, aż po szczery śmiech z komicznych sytuacji.

„Turnus” Barbary Tomaszewskiej bawi i śmieszy, bo też i cudacznych scen jest w nim bez liku, podobnie jak oryginalnych bywalców uzdrowiska. Każdy z nich ma swoją tajemnicę, ma – mniej lub bardziej oczywiste – pragnienia, a nawet nadzieje związane z pobytem w sanatorium. Pod dostojnie koronkowym strojem wdowy skrywa się nie tylko żal, lecz i sekrety zupełnie innej natury. Absolutnie nie dziwi też polityk łowiący głosy wyborców… między jednym borowinowym zabiegiem a drugim, bo przecież z wyborczego punktu widzenia żadnej okazji przegapić nie można. A niespełniona poetka marząca o sławie i łaknąca natchnienia wśród górskich turni to zaledwie kilka przykładów osobliwości pojawiających się na lądeckiej scenie. Nałóżcie teraz na to ogień krzyżowych interakcji między nimi, a otrzymacie siatkę naprawdę przedziwnych zdarzeń, nieporozumień i fałszywych domysłów.

Lecz nie koniec na tym, ponieważ by wzmocnić efekt groteski, autorka manewruje po krawędzi splątanych wspomnień, a nierzadko nawet metafizycznych przeżyć. W efekcie równie szybko gonimy za zdrajcą pożycia małżeńskiego – niewiernym Romanem – co za pociągiem widmo stanowiącym szalony zestaw zadawnionych animozji, łapiąc się w pełnym biegu na myśli, że za chwilę nieuchronnie dojdzie do wykolejenia składu, w którym „wagonów jest ze czterdzieści, sam nie wiem, co się w nich jeszcze mieści.”*) I chyba tylko zwyczajna ludzka ciekawość powstrzymuje czytelnika przed przedwczesnym sięgnięciem po hamulec awaryjny, by zatrzymać wariacki ekspres, zanim kompletnie wymknie się spod kontroli.

Tomaszewska poprowadziła w „Turnusie” narrację z ironicznym przymrużeniem oka, a przy okazji doposażyła ją w barwne drobiazgi. Dodatkowo nie tracąc z oczu wytyczonego kierunku opowieści, potrafi kapryśnie zwolnić tok, by od czasu do czasu pozahaczać o bocznice pikantnych historii jak choćby wycieczki odnośnie do nocnego dessous bohaterów. Bo niby dlaczego nie? Takich stacji przesiadkowych, gdzie Tomaszewska przerzuca się z tematu na temat, znajdzie czytelnik w „Turnusie” więcej.

Wbrew pozorom „Turnus” to nie tylko rozrywkowa lektura, ponieważ pod przykrywką nieco przerysowanych charakterów, żartobliwych i śmiesznych wydarzeń autorka przemyciła jak najbardziej palące problemy ludzkiej natury. Dokonując przyspieszonego kursu analizy psychologicznej w wydaniu pop, Tomaszewska pokazuje także, że nawet w ferworze najbardziej kipiących uczuć, które podstępem potrafią zaburzyć trzeźwą ocenę sytuacji, to nadal my jesteśmy maszynistą życia i tylko my wybieramy tor, jakim pomkniemy. Nudne przystanki codzienności, skomplikowane stacje węzłowe rozterek, niewygodne przesiadki zmian, szerokie estakady sukcesów, ciemne tunele porażek czekają na każdego bez wyjątku. Ważne tylko, by nie tracić samokontroli.

Jestem przekonana, że Tomaszewska jest w stanie zaskarbić sobie sympatię czytelników, gdyż mogą oni dostrzec w bohaterach odbicie żywych ludzi szamoczących się z emocjonalnymi potknięciami. „Turnus” stanowi również dowód na to, że poskramianie rozstrojonego alter ego, choć niełatwe z punktu widzenia pogmatwanych charakterologicznie bohaterów, to z perspektywy czytelnika może okazać się źródłem wielu przyjemnie spędzonych chwil.

Za egzemplarz książki Barbary Tomaszewskiej pt. „Turnus” dziękuję Wydawnictwu Novae Res.


TAGI

Comments


bottom of page